piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział I

- Dzień dobry, Gerardzie.

Młody mężczyzna nie poczuł tej różnicy, jaką zazwyczaj odczuwa się po wyrwaniu z objęć Morfeusza. Tego krótkiego spięcia pomiędzy snem a jawą, które wprowadza do mózgu poczucie niepewności. Tym razem była to jednak chwila jak wszystkie inne – tak jakby zamknąć i otworzyć oczy. Jego powieki rozchyliły się na dźwięk powitania, ujrzawszy jednak rażące białe światło, chłopak zmarszczył brwi i zamrugał kilkakrotnie.

- Widzę, że u ciebie wszystko w porządku. Tak?

Gerard otworzył usta, ale poczuł okropną suchość w gardle, całkiem jakby ktoś wsypał mu wór piasku do przełyku. Kaszlnął i z trudem przełknął ślinę.

- Usiądź proszę, obok leży woda.

Zrobił tak jak mu powiedziano. Kurczowo złapał szklankę obiema dłońmi, łapczywie wypił wszystko co w niej było. Zimny płyn ochłodził Saharę w jego ustach, jednocześnie rażąc nieco swoją temperaturą, ale to naprawdę nie było ważne, bo chłopak czuł, jakby kolejną chwilę odwlekania miał przypłacić męczarniami krztusząc się własnym językiem. Gdy ochłonął, przyjrzał się też osobie stojącej przy nim.

Był to mężczyzna w białym kitlu, spod którego widoczna była jasnoniebieska koszula w drobną kratkę. Trzymał coś na kształt notesu, może to była teczka? W drugiej dłoni miał długopis z kciukiem na włączniku, gotowy aby coś zapisać. W tamtej chwili Gerard nie poczuł zmieszania, co on właściwie tam robi i czemu jest w szpitalu. Bo chyba to był szpital, tak mu się właśnie wydawało. Zdołał skupić się jednak na pytaniu zadanym przez doktora parę chwil wcześniej.

- T-tak,  ja czuję się dobrze, to znaczy... – zapatrzył się na lekarza, którego spojrzenie utkwiło w mechanizmach przy łóżku Gerarda. Spisywał właśnie wyniki do swojego czarnego notatnika. Chłopak nie wiedział co to oznacza, ale zachowanie mężczyzny wytrąciło go z równowagi. Zapomniał co chciał powiedzieć i odstawiając pustą szklankę rozejrzał się wokół.

Sala była tak samo biała jak po jego przebudzeniu, chociaż lniane zasłony przy oknie oszczędzały trochę oczy, które i tak przetarł. Sprawiały uczucie niemal tak suchych jak jego gardło, więc zmrużył je ograniczając swoje pole widzenia. W pokoju nie było rzeczy, które zwracałyby jakoś uwagę. Po lewej stronie stała szafka z małym kaktusem w białej doniczce. Na prawo znajdowała się tylko aparatura, którą skrzętnie obserwował doktor. Gerard spojrzał na swoje ręce. Palec miał przyłączony do urządzenia, a od żyły odchodziły liczne rurki. Dotknął swojej twarzy, poczuł kolejny przewód. Nabrał powietrza czując, że coś jest nie tak. Dopiero wtedy naszły go myśli stosowne do chwili jak tamta. Był człowiekiem leżącym w osobnej sali w jakimś szpitalu. Przyłączony był do czegoś, czego nazwy pewnie nie potrafiłby wymówić, a jakiś obcy facet pytał go czy jest w porządku, a ten jak gdyby nigdy nic odpowiedział, że tak. Przecież nic nie było w porządku!

- Gdzie j-ja jestem? – jego ton wydał mu się wręcz paniczny, czuł nieodpartą potrzebę wyrwania ze swojego ciała wszystkich igieł i wybiegnięcia stąd gdziekolwiek. Jednak tego nie zrobił. Zaczął za to ciężej oddychać i z trudem łapał powietrze. 
Lekarz popatrzył na niego niewzruszony tą nagłą histerią. Otworzył szufladę i jednym szybkim ruchem wyjął próbówkę z jakąś substancją. Podłączył ją do jednego z przewodów, a Gerard poczuł nagłą ulgę. Jego myśli nadal były skupione na sytuacji i miejscu, w którym się znalazł. Pomimo to, rozluźniły się jego napięte dotąd mięśnie i opadł na obszerną poduszkę.

- Wybacz, nie przedstawiłem się. Jestem twoim lekarzem, możesz mówić do mnie po imieniu, jak chcesz. Mam na imię Jared. – wypowiedział to uważnie przyglądając się pacjentowi swoimi niemymi oczami – Ty jesteś w szpitalu. Miałeś poważny wypadek zagrażający twojemu życiu, ostatnie parę miesięcy spędziłeś w śpiączce. Pamiętasz jak się nazywasz?

- Gerard Way – odpowiedział chłopak szybko cały czas patrząc na lekarza. Nawet nie próbował tego ukryć, to dziwne, pomyślał. Chyba właśnie tego oczekiwał, wypadek był jednym z niewielu możliwych scenariuszy do jakich mogło dojść. To logiczne. Chorzy ludzie są przez jakiś czas w szpitalu, później wszystko jest w porządku, tak naprawdę w porządku.

- Świetnie – powiedział doktor – Pewnie chcesz wiedzieć jak doszło do wypadku. Jednak wydaje się nam, że to zbyt wcześnie. Na razie musisz wiedzieć, że wszystko jest pod kontrolą. Sytuacja opanowana, już nic ci nie zagraża. – skrzętnie zapisywał coś w zeszycie.

Way nie przypominał sobie innych lekarzy, ale miał wrażenie, że powinni być bardziej, jakby to ująć, ludzcy. Ten stojący obok niego nie zdradzał żadnych emocji, w dodatku ten czarny notatnik w jego ręce wyprowadzał Gerarda z równowagi. Chciał coś powiedzieć, usłyszeć słowa otuchy, albo dowiedzieć się o tym wypadku – tak niesamowicie tego pragnął. Rozchylił tylko usta, ale w jednej chwili poczuł się zmęczony, całkiem jakby jego mięśnie odmówiły współpracy, a całe ciało było tylko martwym pojemnikiem na jego wciąż rozbudzony mózg.

- Odpoczywaj. Wszystko się wyjaśni, na razie twoje zdrowie jest najważniejsze. – uśmiechnął się jedyny raz posyłając kojące spojrzenie, które, jak źle by to nie zabrzmiało, naprawdę Waya uspokoiło. Uwierzył mu. Co innego właściwie mu pozostało?

Chciał impulsu, w jego umyśle zaczęły kłębić się myśli o tym kim jest, gdzie i dlaczego. Stopniowo cichły, tak aby skupić się na błękicie nieba zza uchylonych firan.

Jared wyszedł bez słowa zostawiając chłopaka skołowanego, z coraz cięższymi powiekami.

***

Pukanie do drzwi gabinetu dyrektora odbiło się echem po pustych ścianach. Nie czekając na zaproszenie, ktoś złapał za klamkę i wszedł do pokoju. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak sterylny gabinet zabiegowy, jednakże w tym miejscu tak właśnie prezentowała się większość sali. Po bliższym przyjrzeniu się, na gołych ścianach wisiały minimalistyczne blade ramki z dyplomami, niemal znikające pod ciężarem wszechogarniającej bieli. Parę półek wypełniały jasnoniebieskie dekoracje, przy oknie znajdowały się delikatne kwiaty w jasnym wazonie. Na biurku stała kołyska Newtona i nowoczesny telefon, a oprócz nich jedynie komputer, zza którego wychylił się siwy mężczyzna.

- Leto, mówiłem ci, że wchodzisz do mojego gabinetu tylko, jeżeli jest jakaś poważna sprawa.

Gość się nie przejął, położył swój czarny notes na biurku i utkwił spojrzenie w swoim szefie mówiąc krótkie:

- Obudził się.

Dyrektor popatrzył na doktora poprawiając pospiesznie okulary. Chwycił zeszyt i szybko przeczytał każde słowo, jakie było w nim zapisane. Na jego twarzy pojawiła się dziwna emocja, coś pomiędzy ekscytacją, może fanatyzmem, a lekką dozą lęku i niepewności. Jednak za chwilę ustąpiła, w jej zamian na twarzy mężczyzny zakwitł uśmiech, tak szeroki, że aż niepokojący. Wstał i wyciągnął rękę do Jareda.

- Gratuluję. Twój oddział może być dumny. – wymienił z nim uścisk dłoni, po czym złapał za słuchawkę i wydał parę poleceń dotyczących leków i badań na miesiąc do przodu. Odłożył ją i znów zwrócił się do lekarza – Żeby być szczerym, przez chwilę wątpiłem, że to może się udać. Jednak, wykonaliście wszystko zgodnie z planem. Usiądź proszę. – wskazał dłonią na krzesło naprzeciwko biurka.

- Jak pan wie, operacja niosła za sobą pewne ryzyko, ale cztery razy się udała. Najtrudniejsza była właśnie u niego, tak jak pierwsza jazda na rowerze. Potem było już tylko z górki. Cieszę się, że możemy prowadzić dalsze badania, bo to czekanie i obserwacja niezmiennego stanu zaczynała denerwować. Ile można prowadzić prace na próbkach komórek?

- To jest twój problem, Jared. Za bardzo patrzysz naprzód. Czasem zatrzymanie się w nic nieznaczącym momencie jest bardzo korzystne. A to, że się obudził, oznacza, że jego organizm przyjął zmiany i nie będzie się buntował, jak podczas pierwszych dni. – dyrektor zaczął wpisywać coś do komputera i nastała chwila ciszy, jednak po sekundzie zamaszyście wcisnął Enter i oparł się o skórzaną tapicerkę fotela.

- Bez wybiegania w przyszłość nie mielibyśmy takich wyników. Na razie Gerard Way nie wie o sobie nic, prócz tego jak się nazywa.

***

29.08.2019

Badania nad zmianą osobowości dały pierwsze owoce – obudził się obiekt A01, dawniej znany jako Party Poison czy też Gerard Arthur Way. Szczycił się ekscentrycznymi napadami, głównie na banki oraz urzędy i zebrania uliczne, które skutkowały poranieniem funkcjonariuszy porządku publicznego i kradzieżą ważnych rządowych dokumentów. Wraz z bratem Michaelem (Kobra Kid, haker rządowych stron internetowych) został pojmany dnia 18.02.2019, przez okres dwóch miesięcy przebywał w więzieniu, później trafił do doktora Larsena, znanego neurochirurga, którego badania miały po raz pierwszy pokazać, że charakter da się zmienić niekonwencjonalnymi metodami – poprzez skomplikowane operacje Larsen i jego zespół z Battery City udowodnił, że nawet niebezpieczni przestępcy mogą stać się przykładnymi obywatelami. Niedługo również brat Waya, a także mikrobiolog Ray Toro (Jet Star) zajmujący się wcześniej nielegalnymi w naszym kraju lekami, oraz Frank Iero, czyli Fun Ghoul, dawniej agent rządowy, który wkroczył na przestępczą ścieżkę, pójdą w jego ślady.



______________________________________________________________________________



Cześć, jestem Rosalie i czasem piszę rzeczy. Nie mam pojęcia jak nazwę to opowiadanie, nawet nie umiem posługiwać się bloggerem. No trudno, nie wiem kiedy wpadłam na ten pomysł, nie wiążą się z tym jakieś ciekawe historie, tak wyszło.
Nie wińcie mnie za Jareda, jako jedyny pasował do roli zimnego lekarza - złego charakteru (??), a zawsze mam problemy z imionami.

-R.