- Dzień dobry, Gerardzie.
Młody mężczyzna nie poczuł tej różnicy, jaką zazwyczaj
odczuwa się po wyrwaniu z objęć Morfeusza. Tego krótkiego spięcia pomiędzy snem
a jawą, które wprowadza do mózgu poczucie niepewności. Tym razem była to jednak
chwila jak wszystkie inne – tak jakby zamknąć i otworzyć oczy. Jego powieki
rozchyliły się na dźwięk powitania, ujrzawszy jednak rażące białe światło,
chłopak zmarszczył brwi i zamrugał kilkakrotnie.
- Widzę, że u ciebie wszystko w porządku. Tak?
Gerard otworzył usta, ale poczuł okropną suchość w gardle,
całkiem jakby ktoś wsypał mu wór piasku do przełyku. Kaszlnął i z trudem przełknął
ślinę.
- Usiądź proszę, obok leży woda.
Zrobił tak jak mu powiedziano. Kurczowo złapał szklankę
obiema dłońmi, łapczywie wypił wszystko co w niej było. Zimny płyn ochłodził Saharę
w jego ustach, jednocześnie rażąc nieco swoją temperaturą, ale to naprawdę nie
było ważne, bo chłopak czuł, jakby kolejną chwilę odwlekania miał przypłacić
męczarniami krztusząc się własnym językiem. Gdy ochłonął, przyjrzał się też
osobie stojącej przy nim.
Był to mężczyzna w białym kitlu, spod którego widoczna była jasnoniebieska
koszula w drobną kratkę. Trzymał coś na kształt notesu, może to była teczka? W
drugiej dłoni miał długopis z kciukiem na włączniku, gotowy aby coś zapisać. W
tamtej chwili Gerard nie poczuł zmieszania, co on właściwie tam robi i czemu
jest w szpitalu. Bo chyba to był szpital, tak mu się właśnie wydawało. Zdołał
skupić się jednak na pytaniu zadanym przez doktora parę chwil wcześniej.
- T-tak, ja czuję się
dobrze, to znaczy... – zapatrzył się na lekarza, którego spojrzenie utkwiło w mechanizmach
przy łóżku Gerarda. Spisywał właśnie wyniki do swojego czarnego notatnika.
Chłopak nie wiedział co to oznacza, ale zachowanie mężczyzny wytrąciło go z
równowagi. Zapomniał co chciał powiedzieć i odstawiając pustą szklankę rozejrzał
się wokół.
Sala była tak samo biała jak po jego przebudzeniu, chociaż
lniane zasłony przy oknie oszczędzały trochę oczy, które i tak przetarł.
Sprawiały uczucie niemal tak suchych jak jego gardło, więc zmrużył je
ograniczając swoje pole widzenia. W pokoju nie było rzeczy, które zwracałyby
jakoś uwagę. Po lewej stronie stała szafka z małym kaktusem w białej doniczce.
Na prawo znajdowała się tylko aparatura, którą skrzętnie obserwował doktor.
Gerard spojrzał na swoje ręce. Palec miał przyłączony do urządzenia, a od żyły
odchodziły liczne rurki. Dotknął swojej twarzy, poczuł kolejny przewód. Nabrał
powietrza czując, że coś jest nie tak. Dopiero wtedy naszły go myśli stosowne
do chwili jak tamta. Był człowiekiem leżącym w osobnej sali w jakimś szpitalu.
Przyłączony był do czegoś, czego nazwy pewnie nie potrafiłby wymówić, a jakiś
obcy facet pytał go czy jest w porządku, a ten jak gdyby nigdy nic
odpowiedział, że tak. Przecież nic nie było w porządku!
- Gdzie j-ja jestem? – jego ton wydał mu się wręcz paniczny,
czuł nieodpartą potrzebę wyrwania ze swojego ciała wszystkich igieł i
wybiegnięcia stąd gdziekolwiek. Jednak tego nie zrobił. Zaczął za to ciężej
oddychać i z trudem łapał powietrze.
Lekarz popatrzył na niego niewzruszony tą
nagłą histerią. Otworzył szufladę i jednym szybkim ruchem wyjął próbówkę z
jakąś substancją. Podłączył ją do jednego z przewodów, a Gerard poczuł nagłą
ulgę. Jego myśli nadal były skupione na sytuacji i miejscu, w którym się
znalazł. Pomimo to, rozluźniły się jego napięte dotąd mięśnie i opadł na
obszerną poduszkę.
- Wybacz, nie przedstawiłem się. Jestem twoim lekarzem,
możesz mówić do mnie po imieniu, jak chcesz. Mam na imię Jared. – wypowiedział to
uważnie przyglądając się pacjentowi swoimi niemymi oczami – Ty jesteś w
szpitalu. Miałeś poważny wypadek zagrażający twojemu życiu, ostatnie parę
miesięcy spędziłeś w śpiączce. Pamiętasz jak się nazywasz?
- Gerard Way – odpowiedział chłopak szybko cały czas patrząc
na lekarza. Nawet nie próbował tego ukryć, to dziwne, pomyślał. Chyba właśnie
tego oczekiwał, wypadek był jednym z niewielu możliwych scenariuszy do jakich
mogło dojść. To logiczne. Chorzy ludzie są przez jakiś czas w szpitalu, później
wszystko jest w porządku, tak naprawdę w porządku.
- Świetnie – powiedział doktor – Pewnie chcesz wiedzieć jak
doszło do wypadku. Jednak wydaje się nam, że to zbyt wcześnie. Na razie musisz
wiedzieć, że wszystko jest pod kontrolą. Sytuacja opanowana, już nic ci nie
zagraża. – skrzętnie zapisywał coś w zeszycie.
Way nie przypominał sobie innych lekarzy, ale miał wrażenie,
że powinni być bardziej, jakby to ująć, ludzcy. Ten stojący obok niego nie
zdradzał żadnych emocji, w dodatku ten czarny notatnik w jego ręce wyprowadzał Gerarda
z równowagi. Chciał coś powiedzieć, usłyszeć słowa otuchy, albo dowiedzieć się
o tym wypadku – tak niesamowicie tego pragnął. Rozchylił tylko usta, ale w
jednej chwili poczuł się zmęczony, całkiem jakby jego mięśnie odmówiły
współpracy, a całe ciało było tylko martwym pojemnikiem na jego wciąż
rozbudzony mózg.
Chciał impulsu, w jego umyśle zaczęły kłębić się myśli o tym
kim jest, gdzie i dlaczego. Stopniowo cichły, tak aby skupić się na błękicie
nieba zza uchylonych firan.
Jared wyszedł bez słowa zostawiając chłopaka skołowanego, z
coraz cięższymi powiekami.
***
Pukanie do drzwi gabinetu dyrektora odbiło się echem po
pustych ścianach. Nie czekając na zaproszenie, ktoś złapał za klamkę i wszedł
do pokoju. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak sterylny gabinet zabiegowy,
jednakże w tym miejscu tak właśnie prezentowała się większość sali. Po bliższym
przyjrzeniu się, na gołych ścianach wisiały minimalistyczne blade ramki z dyplomami,
niemal znikające pod ciężarem wszechogarniającej bieli. Parę półek wypełniały
jasnoniebieskie dekoracje, przy oknie znajdowały się delikatne kwiaty w jasnym
wazonie. Na biurku stała kołyska Newtona i nowoczesny telefon, a oprócz nich
jedynie komputer, zza którego wychylił się siwy mężczyzna.
- Leto, mówiłem ci, że wchodzisz do mojego gabinetu tylko, jeżeli jest
jakaś poważna sprawa.
Gość się nie przejął, położył swój czarny notes na biurku i
utkwił spojrzenie w swoim szefie mówiąc krótkie:
- Obudził się.
Dyrektor popatrzył na doktora poprawiając pospiesznie
okulary. Chwycił zeszyt i szybko przeczytał każde słowo, jakie było w nim
zapisane. Na jego twarzy pojawiła się dziwna emocja, coś pomiędzy ekscytacją,
może fanatyzmem, a lekką dozą lęku i niepewności. Jednak za chwilę ustąpiła, w
jej zamian na twarzy mężczyzny zakwitł uśmiech, tak szeroki, że aż niepokojący.
Wstał i wyciągnął rękę do Jareda.
- Gratuluję. Twój oddział może być dumny. – wymienił z nim uścisk
dłoni, po czym złapał za słuchawkę i wydał parę poleceń dotyczących leków i
badań na miesiąc do przodu. Odłożył ją i znów zwrócił się do lekarza – Żeby być
szczerym, przez chwilę wątpiłem, że to może się udać. Jednak, wykonaliście
wszystko zgodnie z planem. Usiądź proszę. – wskazał dłonią na krzesło
naprzeciwko biurka.
- Jak pan wie, operacja niosła za sobą pewne ryzyko, ale
cztery razy się udała. Najtrudniejsza była właśnie u niego, tak jak pierwsza
jazda na rowerze. Potem było już tylko z górki. Cieszę się, że możemy prowadzić
dalsze badania, bo to czekanie i obserwacja niezmiennego stanu zaczynała
denerwować. Ile można prowadzić prace na próbkach komórek?
- To jest twój problem, Jared. Za bardzo patrzysz naprzód.
Czasem zatrzymanie się w nic nieznaczącym momencie jest bardzo korzystne. A to,
że się obudził, oznacza, że jego organizm przyjął zmiany i nie będzie się
buntował, jak podczas pierwszych dni. – dyrektor zaczął wpisywać coś do
komputera i nastała chwila ciszy, jednak po sekundzie zamaszyście wcisnął Enter
i oparł się o skórzaną tapicerkę fotela.
- Bez wybiegania w przyszłość nie mielibyśmy takich wyników.
Na razie Gerard Way nie wie o sobie nic, prócz tego jak się nazywa.
***
29.08.2019
Badania nad zmianą
osobowości dały pierwsze owoce – obudził się obiekt A01, dawniej znany jako
Party Poison czy też Gerard Arthur Way. Szczycił się ekscentrycznymi napadami, głównie
na banki oraz urzędy i zebrania uliczne, które skutkowały poranieniem
funkcjonariuszy porządku publicznego i kradzieżą ważnych rządowych dokumentów.
Wraz z bratem Michaelem (Kobra Kid, haker rządowych stron internetowych) został
pojmany dnia 18.02.2019, przez okres dwóch miesięcy przebywał w więzieniu,
później trafił do doktora Larsena, znanego neurochirurga, którego badania miały
po raz pierwszy pokazać, że charakter da się zmienić niekonwencjonalnymi
metodami – poprzez skomplikowane operacje Larsen i jego zespół z Battery City udowodnił,
że nawet niebezpieczni przestępcy mogą stać się przykładnymi obywatelami.
Niedługo również brat Waya, a także mikrobiolog Ray Toro (Jet Star) zajmujący
się wcześniej nielegalnymi w naszym kraju lekami, oraz Frank Iero, czyli Fun
Ghoul, dawniej agent rządowy, który wkroczył na przestępczą ścieżkę, pójdą w
jego ślady.
Cześć, jestem Rosalie i czasem piszę rzeczy. Nie mam pojęcia jak nazwę to opowiadanie, nawet nie umiem posługiwać się bloggerem. No trudno, nie wiem kiedy wpadłam na ten pomysł, nie wiążą się z tym jakieś ciekawe historie, tak wyszło.
Nie wińcie mnie za Jareda, jako jedyny pasował do roli zimnego lekarza - złego charakteru (??), a zawsze mam problemy z imionami.
-R.
______________________________________________________________________________
Cześć, jestem Rosalie i czasem piszę rzeczy. Nie mam pojęcia jak nazwę to opowiadanie, nawet nie umiem posługiwać się bloggerem. No trudno, nie wiem kiedy wpadłam na ten pomysł, nie wiążą się z tym jakieś ciekawe historie, tak wyszło.
Nie wińcie mnie za Jareda, jako jedyny pasował do roli zimnego lekarza - złego charakteru (??), a zawsze mam problemy z imionami.
-R.